środa, 10 lutego 2016

Małe kroki

              Hejo wszystkim :) Dzisiaj napiszę Wam trochę na temat tzw. małych kroków. O ten temat prosiła mnie druga kuzynka, a ponieważ ja lubię spełniać życzenia, taki post się pojawia :D


              Zapewne każdy w swoim życiu zna kogoś, kto poddał się w ostatnim momencie, a później okazało się, że brakowało mu dosłownie niewielkiego kroczka w stronę osiągnięcia celu. Być może tego posta czyta ktoś, kto w takiej sytuacji był lub się znajduje. Powiem tak: w takim przypadku już pozamiatane. Ale . . . Nauczy się na błędach. Natomiast co takiego robić, żeby w takiej sytuacji się nie znaleźć. O tym właśnie w dzisiejszym poście :)



              Ludzie mają zwyczaj, że coś, co sobie wymarzą, pragną już teraz, natychmiast. Oczywiście nie wszyscy, jasna sprawa. Ale znaczna część, nawet jeśli wie, że to co chcą osiągnąć, zdobyć, mieć jest trudno zdobyć albo zrobić, już na samym początku wyciągają ręce, aby zgarnąć wszystko. Przysłowiowo: rzucają się na głęboką wodę już na samym początku. Zazwyczaj wygląda to tak, że tworzą wielkie plany, jak do tego dążyć, gromadzą wszystkie potrzebne materiały, najczęściej takie, które będą potrzebne dużo później lub też takie, które nie przydadzą się w ogóle. Do tego wybiegają bardzo daleko w przyszłość w rozumieniu wyobrażają sobie swoje życie po osiągnięciu swego celu. Nie mówię, że to źle, bo to w jakimś stopniu też motywuje, ale istnieje ryzyko, że człowiek w takich wyobrażeniach się zatraci i zapomni o drodze, którą musi najpierw pokonać. Sama z autopsji mogę Wam powiedzieć, że każda z tych rzeczy, które tu teraz wymieniłam dotyczy mnie. Mam straszny zwyczaj wybiegania za bardzo w przód, zapominając o tym, co jest teraz. Przez to każdy z moich wielkich planów upadł tak szybko jak się pojawił. Czasem udawało mi się go pociągnąć troszkę dłużej niż zwykle, a potem się poddawałam i rzucałam wszystko. Czasami zupełnie bezsensownie, bo mogłam jeszcze trochę powalczyć. Ale o tym jeszcze później napiszę. 



              Nawet teraz, kiedy uczę się do matury, już sobie wyobrażam moje studenckie życie na weterynarii. Przeglądam sobie książki, z których się uczą studenci, oglądam plany zajęć, czytam pytania z kolosów, egzaminów, zaliczeń, etc. Zatracam się w tym, co widzę, bo powiem bardzo potocznie, wybaczcie mi . . . Mega mnie to wszystko kręci. Naprawdę. Widząc te wszystkie nazwy łacińskie mięśni, kości, nerwów świecą mi się oczy i z wielką ochotą o tym czytam. I zanim ktoś mi w komentarzu napisze, że na studiach będę tym rzygała i rzucała książkami, ja to wiem. Wiem, że to zupełnie inaczej wygląda, kiedy się w tym siedzi. Ale na ten moment bardzo mnie to interesuje. Niestety odbija się to na moich przygotowaniach, bo łapię się na myślach, że to czego się teraz uczę jest takie nudne i z połową rzeczy nie będę miała do czynienia. Na przykład takie roślinki na biologii. Przydadzą mi się chyba jedynie, jak będę się uczyła o ziołach, które dodaje się do leków czy coś w tym stylu. 



              Jak wiecie, miałam swój plan, nawet wstawiałam jego zdjęcie. Robiłam notatki, zadania. Koncepcję nauki też musiałam zmienić. Notatki mają tę wadę, że zabierają bardzo dużo czasu na ich zrobienie. Nie mówię, że straciłam czas na ich robieniu, bo to co mam bardzo mi się przyda, ale teraz stawiam tylko na zadania. Zadania z książek do matury, z arkuszy, z próbnych matur, ogólnie ze wszystkiego, czego się da. Tak zwana, nauka w praktyce. Jeżeli ten plan nie wypali, to pozostaje mi tylko liczyć na cud :P 



              Co więc mogę poradzić ze swojej strony, siedząc w tym małym bagienku rzucania się na głęboką wodę? Bardzo łatwo jest coś poradzić, ale trudniej zastosować się do własnych rad. Jednakże z ręką na sercu mogę Was zapewnić, że pracuję nad tą częścią mojego charakterku i spróbuję Wam pomóc w pracy nad samym sobą :) 



              Wszystko powoli i spokojnie. To jest połowa sukcesu. Cierpliwość i wytrwałość. Tak jak pisałam w zeszłym poście, żeby nie panikować i próbować do skutku. Otóż to. Stawiajcie małe kroczki, nie bierzcie za dużo na swoje barki. Mierzcie siły na zamiary. Jeżeli wiecie, że nie dacie rady choćby ćwiczyć codziennie, aby wyrobić sobie figurę do wakacji, ponieważ macie za dużo zajęć i obowiązków, nie podejmujcie się tego. Pomyślcie. Może już trzy razy w tygodniu jest możliwe? Jeśli nie, spróbujcie dwóch dni w tygodniu.  Ale nie porzucajcie planów, kiedy zobaczycie, że tak jak sobie kalkulujecie nie dajecie rady. Modyfikujcie plany, dostosowując je do własnych możliwości i przede wszystkim czasu, jakim dysponujecie. Czas to największy wróg człowieka, ale kiedy się pokona tą barierę, można wszystko. 



              Powoli, acz efektywnie. Lepiej jest robić mało, ale dokładnie. Mało i dokładnie, tylko że długo. Pracujcie nad cierpliwością. Znowu zapodam frazeologizm, jakoś tak mnie dzisiaj złapało: Nie od razu Rzym zbudowano. Przede wszystkim nie wolno się poddawać, kiedy coś idzie nie tak, albo macie dość, albo coś Was zniechęca. Nigdy! Ludzie mogli osiągnąć tak wiele, ale poddali się praktycznie na samym końcu, bo coś się sypnęło. Takie podejście gubi. Jeden mały kroczek, czasami może jednak skok, bo trzeba podjąć ryzyko, ale może się to opłacić. Kiedy czujecie się tacy zniechęceni, pomyślcie, że być może jesteście już u kresu tej drogi. Jeżeli nie, pracujcie dalej.  Ale jeżeli za każdym razem końca nie widać, wtedy przemyślcie wszystko, co do tej pory robiliście. Może zrzuciliście sobie na głowę za dużo i teraz trzeba zwolnić, albo zmodyfikować swoje plany. A może jednak, nie jest to coś na Wasze możliwości. Wtedy, ale tylko wtedy, kiedy coś notorycznie nie chce wyjść i każdy sposób jest wypróbowany, można powiedzieć „Stop. To nie ma sensu.”. Nie poddawajcie się po jednym niepowodzeniu. 



              Mam nadzieję, że w jakiś sposób naprowadziłam Was na pewne toki myślenia. Może dało Wam to do myślenia nad swoją pracą nad marzeniami i celami :) Bardzo liczę, że tak jest ^^ Cieplutko pozdrawiam i zapraszam do czekania na kolejnego posta, który ukaże się za tydzień <3





Sentencja na dziś:




15 komentarzy:

  1. oj ja tak mam mimo, że staram sie z tym walczyć. to jednak rzucam się na głęboką wodę, nie chcę czekać i wszystko chcę osiągnąć tu i teraz. uczę się cierpliwości ale powolutku...najważniejsze, że zdaję sobie sprawę z tego więc to już postęp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zauważenie problemu i podjęcie pracy nad nim, to już sukces :)

      Usuń
  2. Miałam tak nie raz. Ale teraz uwierzyłam w siebie i w to co robię. Zauważyłam, ze zaczęłam mieć zdecydowanie więcej cierpliwości niż wcześniej. To duży postęp, bo wcześniej dosłownie wszystko mnie irytowało.
    Super wpis, oby takich więcej. Pozdrawiam, panizuzanna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nadal większość rzeczy irytuje, jestem dosyć impulsywną osobą, ale nad tym też staram się pracować. Cierpliwość w życiu bardzo się przydaje, bo nigdy nic nie jest postawione od razu na tacy :)

      Usuń
  3. Bardzo mądrze napisany post :) Również uważam, że trzeba pracować nad cierpliwością, nic nie wychodzi od razu :)
    Pozdrawiam :)
    Rebel
    eternalrebel55.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie powiedzenie, że "Sukces smakuje lepiej, kiedy dochodziło się do niego trudną drogą" w 100% oddaje rzeczywistość. Dokładnie tak samo jak docenia się chociażby miłość, kiedy drugą osobą długo się zdobywało :)

      Usuń
  4. Do końca nie wiem jak to jest, bo gimnazjum myśli najwyżej na dzień naprzód ,ale tak tylko do liceum :D Później może zacznę myśleć nad tym :D A nad cierpliwości to popracować muszę nie ma co :(

    Mój Blog ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, gdzie ta beztroska, która była w gimnazjum . . . Jak chętnie bym się cofnęła do tych czasów :D Ale ciesz się póki możesz ;)

      Usuń
  5. Oj z tą cierpliwością jest najgorzej :P ja należę do osób które zawsze szybko chcą widzieć efekty co jest uciążliwe. Ale teraz na studiach staram się właśnie troszkę przystopować i wprowadzać "metodę małych kroczków"

    http://barbaretbeauty.blogspot.com/2016/02/walentynki-2k16.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze mną jest tak samo, ale również nad tym pracuję. Trzymam kciuki, żeby udało Ci się to jak najlepiej ;)

      Usuń
  6. Każdy jest kowale własnego losu, moim zdaniem nawet w najtrudniejsze sytuacji nie warto się poddawać.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie ;) Te najtrudniejsze sytuacje w końcu nas kształtują i w pewien sposób prowadza przez życie :)

      Usuń
  7. Bardzo dobrze napisane. Musze popracowac nad cierpliwością i to dużo. Myślę, że trzeba uwierzyc w siebie i isć do przodu bez wzgledu na sytuacje przykre i te pozytywne, każdy ma jedno życie na ziemi i nie wolno sie poddawac.

    http://moniqa-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że większość ludzi ma problem z cierpliwością. Bardzo się cieszę, że ten post ma tak pozytywny odzew, naprawdę :) To bardzo cieszy i motywuje do dalszego pisania :3

      Usuń

*Małe komentarze również motywują Drogi Czytelniku <3*
*Komentarze typu "Super post" niezbyt cieszą, więc bardzo
Cię proszę Czytelniku - unikaj ich <3*
*Wszystkie zdjęcia, które umieszczam na blogu pochodzą z Google Grafiki, chyba że jest napisane, że zrobiłam je sama*